Swoją przygodę ze wspinaniem miałem szczęście rozpocząć z grupką najbliższych mi przyjaciół. Wszyscy robimy to do dziś (poza jednym, w którego powrót jeszcze wszyscy wierzymy – tak samo jak fani GoT wierzą w to, że Jon Snow zostanie ożywiony w kolejnym sezonie) i przez te lata każdy z nas szukał we wspinaniu czegoś swojego, dzięki czemu wykształciliśmy różne style i podejścia. Mimo że przez wiele lat czerpaliśmy od siebie nawzajem, to niewątpliwie każdy zachował i rozwinął swoje charakterystyczne cechy.
Czymś, co podziwialiśmy zawsze u Andrzeja [Rapacza] był wręcz psychopatyczny spokój (wciąż pamiętam ziom, że rozwiązałeś tę chorą zagadke;) ) i wysoka skuteczność w skałach, osiągana mimo nie najwyższego nakładu sił na treningach. Ten człowiek wzmacniał w nas przekonanie, że wszystko siedzi w głowie i dowodził tego co chwila podczas wspólnego wspinu.
Jednak nic nie trwa wiecznie i Jędrka dopadł w końcu zew załadunku. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia widząc, jak spocony biega od balda do balda, przewraca się, robi pompki, brzuszki, wstaje z przewrotem i wskakuje na obwód. Szybko zaczęły docierać do nas informacje o jakichś cichych próbach na coraz trudniejszych projektach RP, potem coraz głośniejsze, wypowiadane z większą wiarą w głosie i pewnością sukcesu.
No i stało się. Pierwszy z celów na ten sezon osiągnięty! Jędruś przedwczoraj poprowadził drogę „Siedem nieszczęść z Albatrosa” 6.5+, będącą jego najnowszą życiówką. Ja zapamiętałem „Albatrosa” jako strasznego „urwitroka”, a oto co o przejściu mówi Andrzej:
„(…)dochodzisz do cruxa prawie bez problemu, spadasz i spadasz, aż w końcu wszystko się zaciera i robisz statycznie najtrudniejszy ruch. Mega uczucie!”
Klnę się na wszystko, że prędzej ja urwę listewkę na kampusie albo zadam ze szmaty niż Andrzej na tym poprzestanie. Moc jest (kampus nad framugą już pewnie dawno rozniesiony w drzazgi) i plany na jej wykorzystanie też.
Ciśnij man!
Też chcesz podnosić swoje umiejętności i rozwijać swoją przygodę ze wspinaczką? Trenuj z ekipą Mysticlimb.