Posted by on sie 27, 2015 in Wspinaczka, Wywiad | 0 comments

volodymyr koziyZapraszam do pierwszej części rozmowy, którą przeprowadziłem z utytułowanym zawodnikiem, jednym z najlepszych polskich wspinaczy i entuzjastą podróży, nie tylko wspinaczkowych – Piotrem Bunschem (Heartbeat). Poznajcie jego przemyślenia na temat naszego ulubionego sportu i jego własnych doświadczeń.

Jak trafiłeś do wspinania? Co sprawia, że przy tym trwasz i czy, gdybyś mógł, to zmieniłbyś coś w przebiegu swojej kariery wspinaczkowej?

To, że będę w jakiejś formie uprawiał wspinaczkę praktycznie zostało przesądzone w momencie kiedy moi rodzice zdecydowali się na trzecie dziecko. Wspinaczkowa 'cząstka’ zostałą mi przekazana genetycznie i była przez wiele lat mojego życia pre-wspinaczkowego utrwalana na różne sposoby. Mój ojciec jako człowiek mocno związany z górami odkąd pamiętam zabierał całą rodzine na bardzo aktywne mini wyprawy górskie. Kiedyś wziął do ręki gazetę i zobaczył reklamę ReniSportu. Nie pamiętam dokładnie mojej pierwszej wizyty na ściance wspinaczkowej dlatego cięzko mi ustalić dokładną datę początku mojej przygody ze wspinaniem. W kronice rodzinnej zapisano pierwszą wzmiankę o ReniSporcie w roku 1999. Rozwijam się więc jako wspinacz od 16 lat.

Początki w skałach, fot. arch. Piotr Bunsch (Heartbeat)

Początki w skałach, fot. arch. Piotr Bunsch (Heartbeat)

Musiałbym dobrze się zastanowić, co sprawiało, że przez te wszystkie lata trwałem przy wspinaczce. Powodów pewnie było wiele i na pewno różniły się one od siebie. Obecnie jest ich kilka: przyzwyczajenie, znajomi, poziom, poczucie wartości, cel, aktywność fizyczna, podróże, słońce, wygoda, rywalizacja, kontakt z naturą…

Moja sportowa część pewnie chciałaby pozmieniać wiele w przebiegu mojej kariery wspinaczkowej. Tylko nie wiadomo za bardzo co zmieniać żeby być pewnym bez sprawdzania czy przyniesie to efekty. Mógłbym urodzić się w Austrii, trenować pod okiem najlepszych, mieć zaplecze, pieniądze i super silną dziewczynę. Zawsze chciałoby się więcej, lepiej, bardziej… ale czy to ma tak naprawdę znaczenie…? Byłbym lepszy, stanąłbym na wyższym stopniu podium, znałoby mnie więcej ludzi… Dość komfortowo czuje się z tym co robię z moim życiem i w jaki sposób to robie. Przede wszystkim jestem jeszcze za młody żeby użalać się nad tym czego nie osiągnąłem, gdzie nie byłem i czego nie widziałem. Nic bym nie zmianiał tylko zastanawiał się skąd czerpać motywacje do dalszego działania.

Czy rozwijając się jako wspinacz, miałeś swojego mentora, którego poczynania śledziłeś i naśladowałeś, czy od początku kształtowałeś własny styl, nie oglądając się na innych? Kto dzisiaj jest twoim wspinaczkowym guru?

Ktoś zawsze był moim wzorem do naśladowania. Ale nigdy nie było to na tyle mocne, żeby było warte wspominania. Nie byli to też moi mentorzy/trenerzy – raczej osoby, które w jakiś sposób podziwiałem, może trochę im zazdrościłem, że są tacy silni i wspaniali. Kilku już udało się przegonić. Innych ciągle podziwiam i pewnie tak już zostanie. Wspinanie jest na tyle różnorodne, że zawsze znajdzie się ktoś w pewnym aspekcie lepszy i godny naśladowania nawet dla bardzo dobrego zawodnika.

fot. Piotr Zielewski

fot. Piotr Zielewski

Nie podniecam się zbytnio wspinaczkowymi gwiazdami wielkiego formatu. Wiem, że to normali ludzie, którzy mają w sobie po prostu niekończące się pokłady pasji. Nie wierzę w talent utożsamiany ze stwierdzeniem, że komuś coś łatwo przychodzi. Talent to ciężka praca, poświęcenie, zaangażowanie i wiele innych czynników w dużej mierze zależnych od nas samych.

Lubię obserwować innych. Inspirować się ich pasją do sportu i innych działań. Jednak ważne jest też dla mnie wystrzeganie się obojętności.

Moim zdecydowanym, tegorocznym idolem jest Juliane Wurm. Zakończyć taką karierę w wieku 25 lat, żeby zabrać się za wspinanie w skałach i kończenie medycyny, ewidentnie dziewczyna w życu nie błądzi – szacun!

Jesteś bardzo wszechstronny. Jak zapatrujesz się na specjalizację w jednej tylko dziedzinie? Gdybyś musiał, to którą wspinaczkową dyscyplinę byś wybrał?

Wspinaczem się jest po prostu. Specjalizacja w jednej tylko dziedzinie, to dopasowanie wspinania pod swój sposób życia i bycia. Ruch wspinaczkowy zawsze polega na tym samym, jedynie otoczenie, okoliczności, niebezpieczeństwa i ilość wykonywanych ruchów w ciągu się zmienia. Nie lubię jak ludzie przesadzają ze specjalizacją w danej dziedzinie. Mogę zrozumieć zawodników – to jedyna możliwość w dzisiejszych czasach, żeby coś osiągnąć. Wspinacze skalni, raczej nie specjalizują się tylko robią to, co lubią i to, co lepiej im wychodzi, a ci żądni przygody jadą w góry.
Osobiście wybrałbym wspinanie z liną w obitych skałach. Ta forma oferuje najlepsze dla mnie połączenie wszelakich elementów wspinaczkowych. Wymaga odpowiedniego przygotowania fizycznego – lubię trenować i być w formie, jest dla mnie wystarczająco wymagająca psychicznie, a wysiłek jest na tyle długi, że można porządnie 'przywalczyć’ ze swoim stanem fizycznym oraz psychiczym. Pamięć o pokonaniu 40 metrowej drogi zajmuje wystarczająco dużo miejsca na moim dysku twardym. Jest na tyle bezpiecznie, że mogę się wspinać prawie z każdym. Łatwo łączyć wspinanie skałkowe z podróżami i wakacjami. Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka innych powodów. Wolałbym jednak nie musieć wybierać i robić to, na co mam w danej chwili ochotę.

fot Volodymyr Koziy

fot. Volodymyr Koziy

Hiszpańskie, francuskie, czy niemieckie ogródki skalne oferują wspinaczowi cały asortyment wyzwań. Co wyjątkowego można znaleźć w polskich skałach? Który polski rejon jest twoim ulubionym?

Lubię polskie skały choć ciągle mało się w nich wspinam. Może dlatego, że mało mam dróg w polskim wapieniu na swoim koncie, tak bardzo mnie kręci wspinanie po połogich płytach, mikro chwytach i wszystkim, co oferuje nasza skała. Każda droga to małe lub większe wyzwanie. Cyferka ma też dużo mniejsze znaczenie. Potrafię dobrze się bawić i nieźle nasapać na sześć piątkach, a tylko trochę trudniej jest na VI.6. Nie mam ulubionego rejonu. Skałek pod krakowem mam już dość. Dlatego ostatnio wybrałem bardziej lite połacie skał i wspinałem się dość często na Cimach w Podzamczu.

Cimy to, czy Podzamcze? fot Guillaume Oberi

Cimy to, czy Podzamcze? fot. Guillaume Oberi

Powiedziałeś kiedyś, że skałki to już właściwie panel i purystyczne zasady nie mają tu racji bytu. Czy z twoich doświadczeń wynika, że należałoby przemianować na Flash większość topowych przejść OS?

Boje się odpowiadać na to pytanie, bo znowu na forum rozpęta się burza. Nie chcę wyrażać tu mojej własnej opini na ten temat ani tłumaczyć mojego nastawienia. Jedynie komentuję to, co się dzieje na podstawie obserwacji i doświadczeń. Po pierwsze trzeba by wiedzieć z jakiego powodu rozpatrujemy tę sprawę. W innym miejscu postawimy porzeczkę jeśli chodzi o pieniądze i sławę, a w innym, jeśli chodzi o nasze własne sumienie lub podziw wspinaczkowego partnera. Będziemy przesuwać granicę zależnie od miejsca, w którym się znajdujemy i panujących tam zasad, będzie wpływać na naszą decyzje środowisko, okoliczności, świadkowie, pogoda i humor danego dnia. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o granicę pomiędzy flashem a OS-em. Każdy przesuwa tę granicę wedle własnych przekonań i na własne potrzeby. Można by wypisać całą listę delikatnych 'fauli’, których jeżeli nie jest za dużo, często ciągle mowa o OS-ie.

Wysoka cyfra jest dla wielu wspinaczy silnym motywatorem. Czy również dla ciebie ma ona takie znaczenie? Jak dużo czasu poświęciłeś swoim najtrudniejszym prowadzeniom? Często zdarza ci się porywać z przysłowiową motyką na słońce?

Nawet jeśli zdażyło mi się wstawić w drogę poza możliwościami widząc, że szanse są znikome, zazwyczaj odpuszczałem. Choć były wyjątki. Jeden bardzo ważny dla rozwoju mojego wspinaczkowego charakteru – droga Mr. Hyde w Ceuse. Potwierdzałoby to, że czasem warto porwać się z motyką na słońce, bo nieoczekiwanie może z tego wyjść coś pozytywnego. Wysoko cyfra motywuje, ale jest też ciężkim orzechem do zgryzienia, zarówno fizycznie, jak również psychicznie. Trzeba sobie dozować trudne drogi. Nie można zawsze wspinać się blisko maksimum i nikt tak nie robi, bo jest to po prostu niemożliwe. Lubie się wspinać po wszystkim: łatwym, trudnym i za trudnym. Czasem zrobienie 8b cieszy mnie tak samo bardzo, jak zrobienie kolejnego 8c. Najwięcej czasu zeszło mi na La Cabane (9a w Rawyl) – końcówka jednych wakacji i początek drugich. Choć pewnie jakbym został parę dni dłużej podczas pierwszej 'sesji’ nie musiałbym czekać aż tak długo.

Druga część już wkrótce. Piotr opowie o swoich startach, przygotowaniu do zawodów i jeszcze więcej o swojej filozofii wspinaczkowej.


Też chcesz podnosić swoje umiejętności i rozwijać swoją przygodę ze wspinaczką? Trenuj z ekipą Mysticlimb.

Sprawdź >>