Posted by on maj 31, 2016 in Blog, Wspinaczka | 0 comments

KośćWielu z nas zafascynowanych wspinaniem prowadzi życie półprofesjonalnych sportowców – przemyślany, regularny trening; zwiększona troska o to, co jemy i jak wypoczywamy; ciągłe poszukiwanie i zdobywanie wiedzy; wszystko po to, żeby przepchnąć trochę dalej granicę niemożliwego. Różne są przeszkody na tej drodze, a najbardziej znienawidzoną z nich jest kontuzja. Jej widmo jest obecne podczas forsownych treningów, przypomina o sobie doświadczając innych, czasem, oby jak najrzadziej, siada na naszym ramieniu.

Poważniejszym uszkodzeniom towarzyszy mnóstwo uczuć. Frustracja, żal, złość, rozczarowanie, strach – uzewnętrznienie tych emocji bardzo pomaga, ale bez przesady – łatwo się zatracić w bezproduktywnym jęczeniu. Krótkie i intensywne przeżycie pozwala wypalić temat, zaakceptować to co się stało i przejść szybciej do działania. Chłodna analiza jest konieczna na pierwszym etapie po kontuzji. Gdzie jestem teraz i co mogę zrobić OD RAZU żeby się z tego szybciej wygrzebać? – te pytania są bardzo istotne. Z reguły wystarcza pobieżny plan postępowania i pozytywne nastawienie żeby nie utracić motywacji i nie stracić z oczu swoich celów.

kontuzja wspinaczkowa

fot. Corny

W pierwszych godzinach po urazie nie ma zbyt wiele do roboty. Całą energię trzeba więc skierować w stronę jak najlepszego wykonania kilku prostych czynności, które zdecydowanie przyśpieszają powrót do zdrowia. Zabiegi te znane są pod nazwą PRICE i stanowią podstawę pierwszej pomocy w radzeniu sobie z urazami.


PRICE to akronim angielskich słów (protection, rest, ice, compression, elevation) – łatwo zapamiętać, łatwo wykonać.

Po pierwsze: ochrona (protection). Zabezpiecz uszkodzoną część ciała przed pogłebianiem urazu. W zależności od potrzeb zastosuj plaster, bandaż albo temblak.

Po drugie: odpoczynek (rest). Nie testuj czy dalej boli i w jakim zakresie (zajmie się tym lekarz), absolutnie nie wspinaj się, ani w inny sposób nie obciążaj uszkodzonej części ciała. Po prostu wyłącz ją z użycia.

Po trzecie: chłodzenie (ice). Lód przyłożony (nie bezpośrednio) na bolące miejsce uśmierzy ból, rozluźni spięte w reakcji obronnej mięśnie, zmniejszy obrzęk i poprawi krążenie w miejscu urazu.

Po czwarte: ucisk (compression). Grunt, to nie przesadzić, ważne, żeby nie blokować przepływu krwi. Lekki ucisk zapobiega powstawaniu dużych obrzęków i krwiaków.

Po piąte: uniesienie (elevation). Trzymanie uszkodzonej kończyny powyżej serca również ogranicza obrzęk i powstawanie krwiaków.


Mimo że doktor Google jest bez kolejki, to ma swoje ograniczenia, czas więc na diagnozę lekarską. Pod tym pojęciem kryją się kilkumiesięczne terminy do specjalistów, chodzenie od Annasza do Kajfasza, niedostępność badań diagnostycznych i wysokie koszty. Coś tu jest nie tak. Od urazu do rozpoczęcia leczenia mijają wieki. Można psioczyć, a można powstrzymać frustrację i działać. Nauka, planowanie, nadrabianie zaległości, aktywności niezwiązane ze wspinaniem – to wszystko nabiera ogromnej wartości.

Choć kontuzje dają mnóstwo bardzo dobrych wymówek, zaklinam, nie korzystaj z nich. Zamiast tego poszukaj możliwości, które się otworzyły, a zapewniam, że jest ich mnóstwo! Trening mentalny, ćwiczenia relaksacji i wizualizacji, rozciąganie, trening wydolnościowy, ba! czasem możliwy jest nawet kreatywny trening wspinaczkowy. Stawianie sobie wyzwań jest kluczowe, a osiągnięte rezultaty z pewnością pozytywnie cię zaskoczą kiedy już zakończysz proces leczenia i powrotu do sprawności. Jeśli przychodzi ci do głowy wyluzować i trochę odpuścić – proszę bardzo, pamiętaj tylko, że „choć stojący w porcie statek jest bezpieczny, to statków nie buduje się po to aby stały w portach”!

Zawsze miej na oku swoje cele. Skup się na tym co MOŻESZ robić i rób to z takim samym zaangażowaniem jak dotychczas. A wtedy będzie dobrze, a nawet lepiej:)!

Dzięki wspinaniu nauczyłem się, że są dwa rodzaje wyzwań: te, które stawiam sobie sam, i te, które proponuje mi los. Z tymi drugimi nie ma dyskusji – mają pierwszeństwo i najwyższy priorytet. Muszą pochodzić z zewnątrz, bo sam nigdy bym ich nie podjął – tak bardzo niewdzięczna wydaje się być ich realizacja. Zwykle takie wyzwania zapoczątkowuje wydarzenie, które rujnuje poczynione plany i zmusza do zrobienia kroku czy dwóch w tył. Lubię jednak myśleć, że to tylko pozory, a pod powierzchnią kryją się nowe możliwości. Mając Wasze wsparcie o wiele łatwiej przyjmować taki punkt widzenia. Dziękuję za nie i życzę dużo zdrowia!


Też chcesz podnosić swoje umiejętności i rozwijać swoją przygodę ze wspinaczką? Trenuj z ekipą Mysticlimb.

Sprawdź >>