Minął tydzień od operacji barku (film na samym dole) i powrót do kondycji idzie pełną parą! Rehabilitacja plus podstawowe ćwiczenia ogólnorozwojowe dają radę i spokojnie zaczynam wychodzić z lasu;)
Niemniej moja strategia na powrót do formy jest raczej niestandardowa i każdy fizjoterapeuta, kolega trener, czy kto tylko będzie miał ochotę, pewnie popuka się w głowę, jeśli trafi kiedyś na ten tekst.
Postawiłem mianowicie na sięgnięcie dna (to już za mną) i budowanie wszystkiego od nowa (to w trakcie). Częściowo jest to wynik frustracji, spadku motywacji i rozgoryczenia – czyli tego wszystkiego, co wiąże się z poważniejszą kontuzją, ale też w dużej mierze przemyślane działanie.
Dlatego, mimo że zdaję sobie sprawę, że ćwiczenia przed zabiegiem ułatwiają późniejszą rekonwalescencję, to olałem je całkowicie. Wbrew rozsądkowi przez niemal rok zapuszczałem się aż miło!
Chcę kojarzyć żmudną rehabilitację z jednoczesnym wzrostem formy, a nie obserwować jej stopniowy spadek w trakcie. Chcę, żeby od zrastającego się bicepsa większym problemem były słabe nogi, flaki zamiast przedramion i klata bardziej sucha niż moje żarty. Chcę wraz z nudnymi i niezbyt spektakularnymi ćwiczeniami rehabilitacyjnymi obserwować progres na chwytotablicy, powrót kraty na brzuchu i przywitać mizerny, bo mizerny, ale znowu obecny czworogłowy uda. Po prostu odwracam swoją uwagę od kontuzji, tak jak dziecko, które kopie się w kostkę, żeby przestać się martwić otartym łokciem.
Kluczowe znaczenie ma w treningu głowa, odpowiednie nastawienie i to o to muszę się zatroszczyć przede wszystkim, bo zdaję sobie sprawę, że odbudowywanie dawnej formy, jest mentalnie bardzo wymagające. A ja chcę jeszcze więcej niż miałem kiedyś!
Od tygodnia codziennie realizuję zadania od fizjoterapeuty plus robię nieskomplikowany trening nóg, drugiej ręki i brzucha. Do tego przywracam utraconą siłę i mobilność nadgarstków. Każdego dnia delikatnie zwiększam trudność i stawiam sobie jakieś nowe małe wyzwanie/dorzucam nowe ćwiczenie. Spręż dzięki temu rośnie nieprzerwanie.
A propos wyzwań – odkąd zacząłem brać zimne prysznice każdego dnia, czuję się coraz mocniejszy psychicznie i mam więcej energii. Oszczędzam mnóstwo czasu, który kiedyś spędzałem w wannie (nie chcecie wiedzieć ile, ale wylegiwałem się jak Kleopatra w mleku) i mogę teraz wisieć na youtube bez zarywania nocy;) Zaczynam lubić zimną wodę i szybką przyjemność jaką daje. W maju dołożę drugie wyzwanie, ale z pewnością nie zaprzestanę zimnych pryszniców, które stały się dla mnie symbolem powrotu do wspinania.
Powodzenia wszystkim na starcie nowego sezonu skałkowego!
Pozdrawiam!
A tutaj obiecany film: