Pisanie o dokonaniach innych jest łatwe i przyjemne. Kiedy jednak przyjdzie napisać o sobie samym, to nie do końca wiadomo jak to zrobić. Ograniczenia pojawiają się na każdym kroku i trzeba ważyć słowa, by zachować odpowiedni stosunek emocji do treści.
Dlatego o swoim wczorajszym przejściu drogi „Fumar Perjudica” 6.7 piszę dopiero dziś, licząc, że relacja będzie bardziej stonowana niż gdyby powstała wczoraj – na gorąco. Strategia ta może jednak spalić na panewce, bo przecież prawdą jest, że wykorzystuję dzisiejsze pisanie, aby jak najdłużej podtrzymać uczucie, którego dostarczyło mi prowadzenie drogi. Uczucie, o którym wiem, że niedługo osłabnie i znormalnieje.
„Fumar Perjudica” jako cel na życiówkę jest doskonałym wyborem. Droga jest zróżnicowana i choć składa się z dwóch boulderowych etapów, to z czasem na pierwszy plan wybija się jej, w gruncie rzeczy, wytrzymałościowy charakter. Jednak zanim start do „Mechaniki…” zacznie oznaczać „byle szybciej do Godoffa”, a sam „Godoff” będzie elementem rozgrzewki, musi minąć trochę „roboczogodzin” w Mamutowej. W moim przypadku również na panelu – w tym roku po raz pierwszy łączę w sezonie wspinanie w skałach i trening na ścianie i jestem bardzo zadowolony z efektów. Sam temat treningów to wciąż jeszcze ogromne pole do działania, co bardzo mnie cieszy.
„Fumar” jak każda inna trudna droga nie tylko nabija przedramię – może też trochę namieszać w głowie. W miarę regularny progres zapewniał mi psychiczny spokój, ale były też momenty, które wymagały większej koncentracji nad psychologiczną stroną wspinania.
Drogę poprowadziłem w czwartek, ale już kilka dni wcześniej zameldowałem się w stanowisku po raz pierwszy. Niestety brakło chłodnej głowy i nie wpiąłem się do łancucha. Te dni po poniedziałkowej feralnej(a jednocześnie najlepszej) próbie były najtrudniejszym okresem pracy nad drogą. Utrzymanie przeprogramowującego się umysłu w stanie koncentracji i zachowanie motywacji w tej sytuacji było wartościowym wyzwaniem.
Ostatecznie psycha i buła dobrze się zgrały dzięki czemu mam na koncie nową życiówkę 🙂 Teraz czas przypomnieć sobie na czym polega wspinanie w pionie i realizować po kolei resztę założeń na ten sezon.
Jeszcze parę fotek od Ernesta:
Też chcesz podnosić swoje umiejętności i rozwijać swoją przygodę ze wspinaczką? Trenuj z ekipą Mysticlimb.
GRATULACJE STARY !!! Mega przejście. Flaszka już sie mrozi oczywiście z białkiem i kreatyną aby pocisnąć sprawe honoru ? Sky is the limit pamiętaj 😉