Jedzcie śniadania:)! I nie róbcie wcześniej niczego, co wymaga pozytywnego nastawienia:) Taki wniosek wyciągnąłem zaraz po tym, jak, niezadowolony z efektów, skasowałem długi „przedśniadaniowy” wpis (tak naprawdę nie skasowałem, bo to dla mnie ciekawy materiał:)). Było w nim o wyimaginowanym końcu sezonu, niezrealizowanych celach, jakimś spadku formy, pobolewającym łokciu i, gdyby nie przerwa na kawę i omleta, to fala głodnego nieszczęścia zagarnęłaby pewnie jeszcze uchodźców, spiski bankierów, początek sezonu grzewczego i kto wie, co jeszcze…
Zakasałem więc rękawy, zblendowałem razem jaja (4 szt.), mąkę ryżową i jaglaną (razem 8 łyżek stołowych), dodałem migdały (garść) i usmażyłem moją ulubioną ostatnio wersję śniadania mistrzów. Na gotowy naleśnik wrzucam garść owoców i posypuję cynamonem (jako łącznika używam konfitury albo jakichś powideł, ale to tylko miedzy nami – zgodnie z najnowszą modą na diety tłuszczowe, oficjalnie polecam smalec;D)
Potem uświadomiłem sobie, że życie jest piękne, wszyscy to wiedzą więc nie ma się co napinać i właściwie nie musze już nic pisać:) Błąkając się po dysku komputera trafiłem jednak na materiały z treningu mentalnego, odkryłem kilka świeżych fotek wspinaczkowych i zdałem sobie sprawę, że ostatnio działo się sporo dobrego:)
Po pierwsze: trening mentalny.
Lata temu zauważyłem już, że w niemal każdym przedsięwzięciu człowiek sam sobie wilkiem i na ile potrafiłem, to starałem się to zmienić. Po kawałeczku zgłębiałem temat na własną rękę, obserwowałem innych i doszedłem do etapu, w którym zacząłem już dostrzegać przebłyski oświecenia. Mowa wewnętrzna, relaksacja, planowanie i wizualizacja – chciałem tym zarazić każdego, stąd pomysł na zorganizowanie warsztatów dla wspinaczy. Jak to mówią: wyżej kolan nie podskoczysz, zaakceptowałem więc swoje ograniczenia i postanowiłem zwrócić się o pomoc do eksperta. O poprowadzenie warsztatów poprosiłem moją byłą sekcjowiczkę, instruktorkę snowboardu, pasjonatkę boksu, a przede wszystkim specjalistkę w dziedzinie psychologii sportu – mgr Paulę Pieprzycę.
Duże zainteresowanie tematem, przede wszystkim wśród moich sekcjowiczów, świadczy o tym, że coraz większa liczba wspinaczy rozumie, że droga do wydobycia z siebie maksimum możliwości wiedzie w ogromnej mierze przez trening psychologiczny.
Kolejne spotkania będą odbywać się regularnie, wierzę, że dzięki nim motywacja i wiara w osiąganie celów w narodzie wzrośnie;)
Po drugie: moje wspinanie.
Mimo że w kwestii wysokich cyferek niewiele się ostatnio u mnie dzieje, to jest to raczej kwestia wyboru niż niemocy. W tym sezonie postawiłem na nadrabianie zaległości z lat poprzednich i wzmacnianie słabych stron.
W tym celu po raz pierwszy w życiu poświęciłem cały wyjazd wakacyjny na wspinanie bez znajomości, a pozostałą część sezonu wykorzystuję do doskonalenia się w „szybkim RP”.
Strategie mentalne i podejście taktyczne do wspinania bez znajomości albo po szybkim rozpoznaniu różnią się oczywiście diametralnie od tych stosowanych podczas pokonywania trudnych projektów i codziennie odkrywam w tym coś nowego i fascynującego. Niezmiernie mnie bawi „wspinanie po łatwym” i pewnie właśnie dzięki temu motywacja szybko odbudowuje się po krótkich spadkach.
Zauważyłem, że dla odmiany zacząłem wręcz odczuwać dyskomfort na myśl o „tłustej cyfrze” – chyba więc najwyższy czas znowu na chwilę się powiesić, tym bardziej, że lista inspirujących dróg, które chcę przejść jest dość długa… Życzę sobie bym następnym razem mógł pochwalić się zrobieniem kolejnego kroku do przodu i może nawet poprzeć go jakąś zacniejszą cyferką:) Trzymajcie kciuki!
Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu!
Też chcesz podnosić swoje umiejętności i rozwijać swoją przygodę ze wspinaczką? Trenuj z ekipą Mysticlimb.
Sprawdź >>